Trasa wiedzie od miejscowości Czarnia przez rezerwat. Ma ok. 7 km długości, jest oznakowana. Tablica informacyjna z mapką rezerwatu i szlaku umieszczona została przy skrzyżowaniu dróg z Chorzel do Myszyńca i z Czarni do Bandyś. Tuż obok stoi kapliczki św. Huberta, którą wyrzeźbił w lipowym pniu Józef Bacławski, rzeźbiarz ludowy z Łysych. Nieopodal jest parking, z wiatą do wypoczynku.
Aby dotrzeć do sosen bartnych, należy przejść kilkadziesiedziąt metrów wzdłuż drogi, na południe i skręcić w prawo w las. Dalej leśną drogą. W rezerwacie stoją martwe sosny bartne, wśród nich wyjątkowe okazy, które mają
ponad 25 m wysokości i blisko 3 metry w obwodzie.
Można również przyjrzeć się takiej barci z bliska. Jedno z drzew leży pod zadaszeniem. Obok stoi tablica informacyjna:
Bartnik posiadał w puszczy pewną ilość drzew bartnych podlegających ochronie prawnej. Wiosną czyścił barcie i wycinał zbędne plastry, latem i jesienią podbierał miód, drążył nowe barcie i ocieplał je na zimę. Na barcie najlepiej nadawały się stare, 100-300 letnie sosny i dęby a sama barć drążona była przy pomocy siekiery i dłuta na wysokości od 3 do 18 metrów. W samym środku barci, od strony wschodniej wykonywany był kwadratowy otwór zwany okiem, służący pszczołom do wchodzenia do barci. Każdą barć wyposażano dodatkowo w bijnie, czyli kłodę zabezpieczającą ją przed niedźwiedziami. Bartnik wspinał się do takiej barci używając leziwa, czyli specjalnej liny lub ostrwia, drabiny wykonanej ze świerka, w którym kikuty gałęzi służyły za szczeble. Akt pobierania miodu nazywano miodobraniem.Aby jego dokonać i nie zostać użądlonym przez owady, bartnicy odymiali barć kurzyskiem, czyli kawałkiem żarzącego się próchna, plastry z miodem wkładane zaś były do drewnianego wiadra – kadłubka. Bartnicy z Puszczy Kurpiowskiej stanowili najprężniejszą grupę zawodową w dziejach polskiego bartnictwa.
Dalej trasa wiedzie na północ. Leśnymi drogami dotrzemy do znajdującej się na szlaku leśniczówce i rosnącego obok niej Dębu Kmicica, czy tego Kmicica z "Potopu" Henryk Sienkiewicza? Nie ma pewności, choć w powieści czytamy, że Andrzej Kmicic był na Kurpiach. Był w Myszyńcu, gdzie namawiał ich by rozpoczęli wojnę ze Szwedami. Czy dotarł do Czarni?
W Myszyńcu samym znalazł wielkie zgromadzenie. Przeszło stu strzelców trzymało ustawiczną straż przy misji, bo obawiano się, że Szwedzi tu najpierw się pokażą, zwłaszcza że starosta ostrołęcki kazał wyciąć drogę w lasach, aby księżą, w misji osiedli, mogli mieć "do świata przystęp".
Chmielarze, którzy swój towar dostawiali aż do Przasnysza tamtejszym sławnym piwowarom i z tego powodu uchodzili za ludzi bywałych, opowiadali, że w Łomży, w Ostrołęce i Przasnyszu roi się od Szwedów, którzy tak już tam gospodarują jak w domu i podatki wybierają.
Kmicic jął namawiać Kurpiów, by nie czekając Szwedów w puszczy, uderzyli na Ostrołękę i wojnę rozpoczęli, a sam ofiarował się ich poprowadzić. Wielką też między nimi znalazł ochotę, ale dwaj księża odwiedli ich od tego szalonego czynu, przedstawiając, aby czekali, aż cały kraj się ruszy, i przedwczesnym wystąpieniem nie ściągnęli na się okrutnej zemsty nieprzyjaciela.
Pan Andrzej odjechał, ale żałował straconej sposobności.Henryk Sienkiewicz, "Potop", tom II, rozdział 9.
Galeria zdjęć
Lokalizacja